jak to możliwe, że dopiero przeszło 60 lat po śmierci jednego z najwybitniejszych umysłów w historii ludzkości pokuszono się (i wyłożono środki na ów cel) o realizację serialu o życiu Einsteina? A życie miał fascynujące - piękne i trudne zarazem. Dlaczego potentat na rynku seriali - Netflix - nie zrealizował takiego serialu, tylko National Geographic (sic!), która to stacja kojarzy się z przyrodą, nie zaś - fizyką, nauką?
Fabuła jest linearna, z nielicznymi wyjątkami, retardacjami. Geoffrey Rush to klasa sama w sobie - banałem jest konstatacja, że on nie grał Einsteina, on był Einsteinem. Jakże wielkim natomiast zaskoczeniem była dla mnie kreacja młodego, urodzonego w RPA aktora (wcześniej mi nieznanego) - Johnny'ego Flynna.
Fabuła serialu jest właściwie odwzorowaniem 1:1 treści książki autorstwa Waltera Isaacsona "Einstein - His Life and Univerce" (jestem w trakcie lektury).
Co ciekawe - kolejna, 2 seria, z cyklu "Geniusz" będzie realizowana przez NatGeo, zaś jej bohaterem będzie Pablo Picasso :-)
http://www.imdb.com/title/tt5673782/news
Polecam ten bardzo dobry serial!
Może i lepiej, że to właśnie taka stacja zdecydowała się na realizację serialu. Wbrew temu, co zostało wyżej napisane, jest to kanał naukowy. Dzięki temu nie ma w produkcji przekłamań, jeżeli chodzi o fakty i możemy traktować ją jako jedno ze źródeł poznania wątków biograficznych Alberta Einsteina i nie tylko jego. Nie musimy oglądać historii, która tylko w połowie jest zgodna z prawdą, bo scenariusz wspaniałomyślnie postanowiono "ubogacić" w wydarzenia i sytuacje niemające de facto miejsca, by zyskać na popularności. Tutaj tak nie jest. Nie dostajemy zmyślonej wizji interpretacyjnej reżysera. I chwała im za to. ;)
Owszem, zgadzam się z opinią odnoszącą się i podkreślającą aspekt faktów (vs.interpretacji onych).
Mnie marzyłoby się połączenie rzetelnej biografii połączonej z artyzmem najwyższych lotów. Tego właśnie mi w tym serialu zabrakło - kostiumów, scenografii, kreacji aktorskich, zdjęć, wartkiego, zajmującego scenariusza na poziomie choćby "Ballady o Busterze Scruggsie" Cohenów.
Ale - jak najbardziej zgoda, dobrze, że serial powstał, oglądało się dobrze. Bardzo nie lubię tzw. zbeletryzowanych biografii (mam na myśli książki) - czyli to, o czym piszesz: luźne dywagacje autora/autorki nt. życia osoby, o której pisze książkę.