Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Może ja się nie znam, może on jest warsztatowo dobry, może inne ukryte dla laika takiego jak ja względy decydują o rozcmokiwaniu sie nad nim znawców kina. Pewnie tak jest.
Jak dla mnie film jest taką lekką historyjką amerykańskiego chłopaka który ma jakieś tam niby cele ale tak...łazi w zasadzie i sam nie wie czy to robić czy nie.
Od strony technicznej/sportowej film jest skandaliczny.
Kręcąc filmy o np śpiewakach czy muzykach instrumentalnych zawsze dba się o odpowiedni podkład. W dobrych filmach dobrze dobrany i spasowany.
Tymczasem w filmach o boksie zawsze na ringu widzimy dwóch szmaciarzy którym plączą sie nogi, motoryka ich jest taka jakby mieli problemy z układem nerwowym a ciosy, budowa ciała i cały realizm walki wygląda tak jakby ktoś skręcił dwóch pijanych żuli pod sklepem.
Wiem, nie mogą sie bić na serio ale to o czym pisałem wyżej - muzycy...
I ja mam uwierzyć że ten mały wymoczek z koordynacją ruchową dziecka które zapisało się dopiero na treningi, walczy o mistrzostwo...