Sarah Paulson i Mark Duplass rozmawiają, żłopią piwo, żartują, nabijają się z siebie i tańczą. Czego tu nie lubić? Serio.
"Blue Jay" to jeden z tych filmów, które mógłbym oglądać codziennie. Moje kino. To trochę taka współczesna wersja "Before Sunrise". Oczywiście zachowując proporcje, ale koncept jest ten sam. W całym filmie tylko trójka aktorów ma do wypowiedzenia jakieś kwestie, a całość skupia się jedynie na relacji jego i jej.
Para zakochanych z liceum wpada na siebie w rodzinnym mieście. On samotny, właśnie stracił pracę. Ona, mężatka, odwiedza swoją siostrę. Przypadkowe spotkanie przyniesie nostalgiczne wspomnienia, zabawne momenty i poważne rozmowy o życiu.
Doskonałe dialogi, totalny minimalizm i genialna chemia między Paulson i Duplassem. Skrypt był zresztą improwizowany. Aktorzy dostali ogólny zarys, charakterystykę swoich bohaterów i niech się dzieje. A dzieje się sporo za sprawą tej fantastycznej dwójki. Tak uroczego i zabawnego filmu w tym roku nie widziałem.
brzmi świetnie, sounds like my kind of movie jutro mogę spojrzeć skoro już jest do ocenienia, bo się już zasadzam od 2 miesięcy na ten tytuł
Jeden z lepszych filmów, które obejrzałem w grudniu a do dziś nie mogłem ocenić bo Filmweb nie dodał go do bazy. Szkoda że tak mało takich produkcji się pojawia.
Właśnie przez tą genialnie wyczuwalną i zagraną chemię między bohaterami, ten film tak dobrze się ogląda. Bardzo lubię takie kino. Nie jest może tak porywający jak "Before sunrise", ale z pewnością jest to film, do którego można powracać i oglądać za każdym razem tak, jakby to był pierwszy seans.
Nie wiem, co w tej opowieści było zabawnego. Nostalgia za straconymi latami miłości wisiała w powietrzu przez cały czas trwania filmu. Śmiech i wygłupy to tylko pozory powiększające dramatyzm sytuacji dwojga nieszczęśliwych ludzi.